Strony

niedziela, 25 czerwca 2017

prowokacja ostatnia


Wychodząc z ostatniej ustnej matury, wyrzucam do kosza pogniecione repetytorium, nad którym spędziłam ostatnie dwie noce. Codzienne powtarzanie przerobionego materiału sprawiło, że mogłabym swobodnie wybrać uczelnię, której klimat spodobał się po krótkiej chwili pobytu w pierwszą sobotę kwietnia. Zakładając za ucho niesforne końcówki włosów, zdejmuję z siebie czarny żakiet i długą sukienkę w miejskiej toalecie. Przebierając się w podarte szorty, flanelową koszulę w fioletową kratę, uśmiecham się na widok swojego odbicia w lustrze, wyjmując z torby niewielki bilet na rockowy koncert. Od tragicznych wydarzeń minęło zaledwie kilkanaście tygodni, ale nie chciałam przestać korzystać z życia w pełni. Próbuję uczyć się na nowo, wprowadzając do codzienności podstawowe zmiany. Przestałam płakać po kątach, a swój smutek zaczęłam zastępować szerokim uśmiechem. Zakładając na stopy rolki i ostatni raz sprawdzając zapięcia wszystkich ochraniaczy, ruszam w stronę Starego Miasta, aby pokazać światu, że tamtej płaczącej dziewczyny już nie ma. Zajmuję miejsce na drewnianej, świeżo pomalowanej ławce i zaczynam odsłuchiwać ostatnie nagranie, aby na zawsze pożegnać się z miłością swojego życia.


-Szymon, nie jestem gotowa na odwiedziny Twoich rodziców, bo nie wytrzymałabym tego, ale jeżeli tylko mnie słyszysz to pamiętaj, że bardzo Cię kocham. -zwiększam głośność, oczekując jego głosu.


🎇


Niewyspany z trudem rozwiązuję ostatnie zadania na arkuszu maturalnym. Przecierając ostatni raz oczy, spoglądam w stronę pustej ławki z czterdziestym czwartym numerem i kiwam niepewnie głową. Gdyby nowy pracownik nie dostał starych danych klasy trzeciej C nie wiedziałbym, gdzie by siedziała. Wykonując początek obliczeń przypominam sobie dzień, w którym na czas robiłem podobne zadanie, powodując radość w jej oczach, kiedy pomyliłem się tylko raz i zyskała dwa punkty więcej na próbnej maturze, załamując mnie przy tym, że osiemdziesiąt pięć procent to nie jest wymarzony wynik. Wychodząc zadowolony, zdejmuję granatową marynarkę szytą na miarą u znajomego krawca i rozwiązując czerwony krawat, sięgam sportową torbę z szafki. Na samą myśl o krótkich spodenkach i podkoszulku cieszę się jak dziecko, które zostaje pozbawione śliniaka. Odbijając zniszczoną piłkę do kosza, siadam na ławce obok starszej kobiety, która częstuje mnie jagodowymi, musującymi cukierkami. Zapominam, że rodzice uczyli mnie o tym, aby nie brać niczego od obcych ludzi, ale jej czułe spojrzenie powoduje, że mam pewność o jej dobroci. Jestem przekonany, że udzieliłaby nam nawet błogosławieństwa tuż przed ślubem, który miałby odbyć się za chwilę.

-Martyna, nadal odnoszę wrażenie, że Twoja śmierć jest tylko fikcją i będę w to wierzył aż do ostatniej chwili mojego życia. -uruchamiam ostatnie nagranie, wsłuchując się w Twój cichy głos, spowodowany bólem gardła.


🎇


Kochanie, nadal nie mogę zapomnieć naszej jedynej kłótni. Pamiętasz jej powód? Krzyczałaś na mnie przez blisko godzinę, że jestem za wysoki, musisz chodzić w szpilkach, aby sięgać mi zaledwie do ramienia i nie umiesz w nich biegać, a ja robię zbyt wielkie kroki. Pamiętaj, że podobasz mi się taka, jaka jesteś, bo za to kocham Cię najbardziej, za tą naturalność, której nie chowasz przed innymi. Dla mnie możesz chodzić w swoich ulubionych sandałkach z tymi zabawnymi pomponami. To ty masz być szczęśliwa, bo ja jestem już od dawna, kiedy to Ty stoisz przy moim boku z makijażem lub bez niego, w mojej bluzie lub w samej piżamie. Kiedy poznałem całą prawdę, okazało się, że nie mam zwykłej dziewczyny, bo stałaś się w moich oczach bohaterką. Wytrzymałaś tyle, że kiedy śpisz u mnie kilka razy w tygodniu nie mogę się napatrzeć na Twoją spokojną twarz i mam ochotę płakać, że po takiej ilości przemocy domowej nie męczą Cię koszmary. Lubię ten moment, kiedy stawiasz dwa białe kubki na stole i czekasz cierpliwie, kiedy skończę grać i odłożę słuchawki na bok. Uwielbiam, kiedy zamykasz za mną drzwi i widzę, że niczego się nie boisz. Gdy jesteś u mnie, moi rodzice mają wrażenie, że mają też córkę, którą kochają całym sercem. Najbardziej jednak rozśmiesza mnie moja mama, która po prawie każdej Twojej wizycie przeprowadza ze mną szczerą rozmowę i błaga, abyśmy pamiętali o tym, że mamy zaledwie osiemnaście lat i nie jesteśmy gotowi na dziecko. Masz teraz rozwiązanie jej częstych odwiedzin w moim pokoju i uchylonych drzwi. Wszystkiego Najlepszego moja kobieto, mam nadzieję, że zdejmując swój beżowy płaszcz zobaczę na Tobie ten piękny, czerwony sweter, przy którego zakupie miałem największy dylemat w swoim życiu. Tak w tajemnicy powiem Ci, że mam na sobie ten Twój ulubiony sweter i znowu zaśniesz na moich kolanach opatulona w nim po sam nos.


Zasmucona wracam do wysłuchania ostatniego zdania. Nie potrafię się pogodzić, że nigdy więcej nie usłyszę od niego nic więcej. Naciągając na rozpuszczone włosy czapkę z daszkiem w paski, podnoszę się, ruszając szybko przed siebie, próbując utrzymać przy zakrętach równowagę. Obracając się przy ławce, na której siedzi wysoki chłopak, potykam się o kamień i nie zważając na to, że upadnę jak długa, przyglądam się jego znajomej twarzy.


-Szymon?


🎇


Kochanie, nie potrafię przypomnieć sobie naszej kłótni, po której mogliśmy być na siebie śmiertelnie obrażeni. Jedynie w listopadzie zmusiłam Cię do zgolenia wąsów, które postanawiałeś zapuszczać po badaniach. Nigdy tego nie powtarzaj, bo ja wolę takiego Szymona, jakiego mam na co dzień albo możesz podjąć to samo ryzyko, ale ja zacznę do Ciebie mówić Szymek lub Szymuś, a tego nie lubisz. Przy Tobie nareszcie wiem, jak wygląda życie na sto procent, a nie jedynie na pięć. Przy Tobie zaczęło się wiele zmieniać, zaczęłam spostrzegać, co jest dla mnie najważniejsze i z czego jestem w stanie zrezygnować. Nauczyłeś mnie, że wcale nie muszę pić każdego ranka słodkiej kawy ani wrzucać do szafy ubrań, przez które słyszę krytykę. Uświadomiłeś mnie, że warto być tylko sobą i nie wzorować się na nikim ze szkoły albo na kimś, dla kogo liczy się tylko kariera i ilość wpisów wyssanych z palca. Jesteś moją dobrą stronę medalu, do której mogę się przytulić i czuć ciepły oddech na zziębniętym ciele, gdzie najczęściej znajdują się denerwujące mnie ciarki. Za chwilę wstaję z łóżka i idę do Ciebie, bo skusiłam się na to spaghetti z domowym sosem, które właśnie przygotowujesz. To nie wiarygodne, że jesteś jedynym człowiekiem, zmieniającym mój świat na lepszy, dziękuję Ci za to z całego serca, należące jedynie do Ciebie. Wierzę w to, że nasza miłość będzie w stanie przetrwać wszystko, a po zdanej maturze mieszkając w Twojej kawalerce będę najszczęśliwsza, zasypiając przy boku najzdolniejszego siatkarza w klubie, znajdującym się nad polskim morze, które uwielbiam za szum fal o wschodzie słońca. Pamiętaj, że jak już będziemy na studiach to zakładamy studygram'a. Biegnę do sklepu po truskawki i lody, będzie deser, będą kalorie, ale najważniejsze, że będziesz Ty, bo bez Ciebie to się nic dla mnie nie liczy, nawet Spidermen'a nie lubię oglądać, a z Tobą mogłabym to robić nawet kilka razy w miesiącu.


Zgniatam kartkę, na której zapisywałem wszystkie poprawnie zaznaczone i zapisane odpowiedzi. Jeżeli wszystko się sprawdzi będę przyszłym studentem, który bez problemu dostanie się na kierunek studiów , o którym marzyłem od trzeciej klasy gimnazjum. Żegnając starszą panią, wkładam do torby piłkę i gdybym się podniósł przewróciłbym się na dziewczynę, która nagle straciła równowagę. Łapiąc ją za wychudzone, delikatnie opalone ramię, spoglądam w znajome oczy i z trudem zaczynam rozumieć rzeczywistość.

-Martyna?

 

 
 
zostawiam specjalnie dla Was otwarte zakończenie
możecie sami ułożyć sobie ich dalszą historię, spotkali się!
przy okazji epilogu informuję, że za równy tydzień startuje nowość, zapraszam serdecznie


niedziela, 4 czerwca 2017

prowokacja piąta


Zamiast wsłuchiwać się w zagraniczny tekst piosenki, z której można było wywnioskować, że wszystkie kłamstwa dało się zamienić w prawdę, ocierałam białą serwetką pojedyncze łzy. Po złożeniu obciążających zeznań na własnego ojca nie mogłam uwierzyć w to, z jakim spokojem przyznał się do podpalenia naszego mieszkania w centrum Gdańska. Przełykając gorący łyk słodkiej, cytrynowej herbaty zrozumiałam, że do końca życia nie pozbędę się łatki dziewczyny, która cierpiała z powodu przemocy domowej. Nigdy nie uwolnię się od tego, że ludzi nie będą mnie postrzegać jako przyszłą, młodą studentkę, ale córkę byłego prezydenta prowadzącego podwójne życie, któremu zależało bardziej na partnerce i osiemnastoletnim synu. Poddenerwowana rzuciłam wysoki napiwek na brązową tacę, odchodząc szybkim krokiem w stronę Starego Miasta. W gorące, wakacyjne poranki siadałam na jednej pomalowanej na seledynowo ławce i rozkładałam starą sztalugę, wykonując po kolei zamówienia stałych klientów. W mroźne piątkowe popołudnie nie marzyłam o swojej pasji. Przewracając między palcami gruby, zabrudzony pędzelek, wróciłam do odsłuchiwania kolejnych nagrań, oczekując własnego szczęścia.


-Szymon, dlaczego świat zawala się dla mnie jeszcze bardziej? -pociągam nosem, chowając po chwili twarz w kolorowych rękawiczkach. -Jest gorzej niż myślałam, nie chce mi się dłużej żyć.


🎇
Przechodząc obok niebieskich szafek, które znajdowały się blisko dwupiętrowej biblioteki rzuciłem ciężki plecak w kąt. Usiadłem na zimnych kafelkach, wpatrując się w tą z numerem dziewięćdziesiątym dziewiątym. Gdyby nie śliska jezdnia, zepsuta sygnalizacja świetlna i rozpędzony tir z naczepą, czekałabym na nią wychodzącą z zajęć wychowania fizycznego. Moglibyśmy wspólnie iść na lekcję języka francuskiego i usiąść w ostatnim rzędzie z uwagą oglądając prezentację Rafaela, gratulując mu oczekiwanej szóstki. Przygnębiony sięgnąłem od koleżanki kartkę w kratkę i spoglądając na bardzo dobrą ocenę z niezapowiedzianej kartkówki dotyczącej podstawowych obliczeń chemicznych, nie potrafiłem nawet się uśmiechnąć. Jedyne czego pragnąłem w tej chwili to cofnąć czas i nie wychodzić tamtego dnia z mieszkania. Mimo, że starałem się żyć jak każdy nastolatek, budziłem się codziennie w nocy, obwiniając siebie o jej śmierć. Strzepując z wojskowych spodni kurz, zignorowałem obecność wychowawczyni na korytarzu i uciekłem ze szkoły, nie zważając na to, że za kilka godzin będzie czekać mnie poważna rozmowa z rodzicami. Nie interesowało mnie to, że otrzymam tygodniową karę na komputer albo nie będę mógł spotykać się z przyjaciółmi. Siadając na zaśnieżonej ławce w centrum Starego Miasta, naciągnąłem czapkę i wróciłem do nagrania, które podarowała mi w prezencie na zeszłoroczne święta Bożego Narodzenia.

-Martyna, jeżeli dalej moje życie ma tak wyglądać to wybiorę inne rozwiązanie. -spojrzałem w prawo, przyglądając się blondynce, która siedziała odwrócona tyłem. -Nawet tamta dziewczyna wydaje mi się Tobą, zaczynam wariować.
🎇
 
 
 

Kochanie, kiedy byłaś dla mnie tylko koleżanką, nie potrafiłem o Tobie nie myśleć. Mieszkaliśmy od siebie oddaleni o cztery kilometry, a ja przez kilka miesięcy jeździłem rowerem na prywatne osiedle, wpatrując się w oświetlone okno, w którym znajdowały się granatowe rolety. Kiedy zgodziłaś się zostać moją dziewczyną, znalazłem się w niebie, gdzie podają szampana i niezapomniane emocje. Wówczas wcale nie mogłem o Tobie zapomnieć. Przed każdym zaśnięciem pisałem "śpij spokojnie, skarbie" i zadowolony zerkałem na zazwyczaj siedem godzin snu, uśmiechając się na samą myśl, że trzydzieści minut po siódmej spotkamy się na szkolnym korytarzu. -słyszę jak zamyka drzwi i przesuwa stojący na stoliku puchar. W naszej miłości można szukać podobieństwa do Małego Księcia albo Puchatka i Prosiaczka. -w tle leci muzyka z popularnej bajki. Gdy będziesz miał przyjść na przykład o czwartej po południu, już od trzeciej zacznę odczuwać radość. -odkłada książkę i przerzuca kolejne strony. Przyjacielu, jeśli będzie ci dane żyć sto lat, to ja chciałbym żyć sto lat minus jeden dzień, abym nie musiał żyć ani jednego dnia bez ciebie. W krótkim czasie staliśmy się najlepszymi przyjaciółmi i parą, która może polegać na sobie w każdej chwili. Obiecałem mamie, że zacznę odrabiać prace domowe, ale znowu przez godzinę będę tworzył dla Ciebie nagrania. Chyba za chwilę wyślę Ci treść pierwszego zadania, bo zupełnie nie mam do tego głowy, a Ty pewnie już odpoczywasz. -śmieje się głośno. Żartowałem, znam nawet odpowiedź, w tym momencie powinnaś zacząć bić mi brawa, Malina. Następnym razem nagram coś więcej, ale teraz czas zrobić dziesięć zadań, bo za półtorej godziny zawitasz do mojego pokoju z maślanym popcornem i oboje będziemy wpatrywać się w dwudziestu dwóch facetów biegających za jedną piłką. Gdyby były wakacje ta przekąska wylądowałaby do worka na śmieci, szef z samego rana dzwonił i zadowolony nie może doczekać się naszej współpracy. Odliczanie ustawione, zostało sto czternaście dni i znowu będziemy chodzić w białych koszulach, czerwonych kamizelkach i czarnych muchach. Kocham Cię najmocniej na świecie, Martyna.

 
 

🎇


Mimo, że zbliżają się nasze drugie wakacje, a to oznacza, że męczę się z panem Jakubiszakiem bardzo długo i wytrzymuję z nim wciąż psychicznie, i fizycznie. Za to powinnam otrzymać złoty puchar albo rozłóż czerwony dywan, kup mi drogą sukienkę i wręcz Oscara. -odkłada kredki na miejsce. Właśnie narysowałam wymarzoną kreację, kochanie. Szykuj pieniądze, bo będą Ci teraz bardzo potrzebne. -cmoka cicho. Jednak dalej wspominam tamtą noc w Berlinie. Nie mogę uwierzyć, że mój ojciec nadal myśli, że był to przyjacielski wyjazd. Jak już mi się oświadczysz i weźmiemy ślub to naszą świadkową zostanie moja, jedyna przyjaciółka na tym świecie. Opowiadała panu prezydentowi przez prawie godzinę, jak było świetnie na zagranicznym urlopie. Wczuła się w swoją rolę, może zostań aktorką, naprawdę. -wypowiada te słowa z wielkim szacunkiem. Gdyby naprawdę dowiedział się, co wydarzyło się z moimi czarnymi zakolanówkami, urwałby mi głowę, a tak naprawdę uderzyłby kilkakrotnie, a ja znowu ukrywałabym siniaki makijażem. -wzdycha ciężko, przełykając z trudem ślinę. Cieszę się, że nic nie wiesz o tym, co dzieje się pod naszym dachem. Przeżywam koszmar, ale dowiesz się o tym podczas świąt, ratując mnie przed nim. Jedyne czego znowu pragnę to tego, co działo się na tamtym, hotelowym łóżku. Pragnę wszystkiego, co wtedy robiłeś, w tamtej chwili było dla mnie idealnie. Przyciemnione światła, Twoje nieśmiałe ruchy i delikatny uśmiech, który niszczył mój stres. Miałam wykrzyczeć, że nigdy w życiu się nie całowałam, ale kiedy poczułam Twoje wargi na swoich, zupełnie zapomniałam Cię o tym poinformować. Mam nadzieję, że nie kłamałeś i mówiłeś prawdę o tym, że było wspaniale. Byłeś dla mnie taki czuły i dałeś mi miłość, której bardzo potrzebowałam. Nie mogę uwierzyć, że mam przyjemność być dziewczyną takiego nieziemskiego chłopaka. Podczas projektu, który robiliśmy wspólnie, zapragnęłam Ciebie po raz pierwszy i przy każdym nieplanowanym spotkaniu moje serce próbowało wyrwać się w Twoją stronę. Myślałam, że do reszty ogłupiałam i ono ze mną, ale na szczęście byłam mądra i ono również. Przesyłam Ci miliony całusów. Kocham Cię najmocniej na świecie, Szymon.





kto oglądał 13 powodów ten myśli, że biorę z nich wzór, jednak zupełnie to nie jest tak
to opowiadanie prawdopodobnie nie będzie miało 13 rozdziałów!
wybiegałam się dzisiaj po supermarketach i pod ciepłym kocem z dobrą muzyką napisałam!
karo.

wtorek, 2 maja 2017

prowokacja czwarta

Wyobrażacie sobie, że nagle wszyscy ludzie na świecie darzą się wzajemnie dobrocią i zapominają, czym może być zło? Gdyby mogło tak być, nie stałabym w zimne, czwartkowe popołudnie nad grobem mamy i siostry, wymieniając amarantowe róże na świeże. Powstrzymując łzy, kieruję się pustymi alejami w stronę czarnej bramy, na której wywieszane są kolejne klepsydry, oznajmiające że umierają również młodzi, którzy nie zasmakowali swojego życia w pełni. Spoglądając w stronę czarno-białej gazety, porywanej przez wiatr, uświadomiłam sobie, że oprócz dziadków nie mam nikogo bliskiego. Kogoś, z kim zmywałabym stos naczyń, rozmawiając przy tym najszczerzej, jak tylko było możliwe. Kogoś, kogo mogłabym pocałować o trzeciej w nocy, a rankiem móc przytulić i spojrzeć jemu w oczy. Kogoś, z kim całe popołudnie układałabym jasnoróżowe wieże, tworząc z nich zamki dla księżniczek. Zagryzając bladą wargę, wybiegłam z miejsca pełnego nostalgii. Siadając na mokrej od deszczu ławki, wsunęłam na puszyste włosy czerwone, bezprzewodowe słuchawki, pragnąc usłyszeć jego ochrypły głos, należący do mężczyzny, którego ciało mogło spoczywać niedaleko alei czternastej. Chowając do kieszeni kurtki prawie bezużyteczną MP3, nacisnęłam strzałkę w dół, oczekując godzinnego monologu.

-Szymon, nie daję sobie rady bez Ciebie. -szepnęłam, przyglądając się smutnym ludziom. -Zabierz mnie do siebie, bo ten świat nie ma już żadnego sensu.

🎇

Wyobrażacie sobie, że dorośli mężczyźni płaczą całą noc pod prysznicem? Może większość nuci discopolowe piosenki albo rozmyśla nad swoim imprezowym życiem, przypominając sobie słowa matki, która oczekuje z niecierpliwością pierwszego spotkania z przyszłą synową. Natomiast ja odrzucałem każdą myśl związaną ze zbliżającą się maturą albo rozpoczynającą się studniówką. Nie interesowały mnie zeszyty pełne powtórek albo uśmiechające się w moją stronę dziewczyny w kusych, kolorowych sukienkach. Opierając głowę o niebieskie płytki, czułem jak wargi zaczynają coraz szybciej drżeć. Uświadomiłem sobie, że ani rodzice, ani przyjaciele nigdy nie zastąpią mi mojej pierwszej miłości. Tragiczna śmierć dziewiętnastolatki sprawiła, że nie mogłem zasypiać, jeść, oddychanie sprawiało wielką trudność, a łzy połykałem przy każdej, samotnej nocy. Inni na moim miejscu pewnie stwierdziliby, że trzeba iść dalej z podniesioną głową, nie załamując się przy prostych czynnościach. Owijając biodra bawełnianym, spranym ręcznikiem, usiadłem na brzegu wanny, wycierając palcem pojedyncze kropelki wody. Wyjmując z brudnych spodni, splątane słuchawki, marzyłem tylko o jednym. Chciałem usłyszeć jej spokojny głos i poczuć się, jakby była blisko, tuląc mnie do drobnego ciała. Głos blondynki sprawiał, że mogłem być znowu radosnym dzieckiem, bez żadnych trosk, z mdlącym, twardym i cukrowym lizakiem na długim patyczku.


-Martyna, ja już nie chcę dłużej cierpieć. -szepnąłem, osuwając się na podłogę. -Daj mi znak, co mam robić dalej, bo jest gorzej, niż myślałem.
  

🎇

Kochanie, wiesz kto jest potrzebny do szczęścia ponad dwumetrowemu siatkarzowi? Jeszcze dwa lata temu wzruszyłbym niepewnie ramionami, ignorując owe pytanie. Teraz śmiało mogę udzielić odpowiedzi i znajdzie się w niej Twoje imię, a także nazwisko. Siedzę teraz na pustym boisku, czekam na kumpli z drużyny i trenera, ale dają mi coraz więcej czasu na samotne gadanie do dyktafonu. Mogę przyrzec z ręką na sercu, że pewnie znowu pomyliłem godziny i będziesz musiała słuchać mnie przez dobrą godzinę, chociaż zawsze możesz wyrzucić to nagranie do kosza, Malina. -chrząka cicho i słyszę jego miarowy oddech. Za niecałe dwa miesiące moja przyszła żona skończy dziewiętnaście lat i w tym roku zrobię coś szalonego. Coś, co zapamiętasz do końca swojego życia i kiedy będę starym dziadkiem, będziesz mi to wypominała przy każdej, możliwej okazji. -śmieje się i odbija kilka razy piłkę. Ostatni raz nagrywam to na sali gimnastycznej. Mam wrażenie, że za chwilę te bezsensowne zdania usłyszy większość znajomych mi ludzi, skarbie. -idzie w stronę trybun i rozkłada jedno z krzeseł. Martyna, jeżeli jeszcze tego słuchasz, to musisz mi obiecać, że nigdy się nie zmienisz i po zdanej maturze, zamieszkamy razem. Tak, mam na myśli tę kawalerkę, którą otrzymałem na osiemnaste urodziny. Wiem, że to tylko sypialnia, mała kuchnia i łazienka, ale czego więcej nam potrzeba? Uważam, że najważniejsze to być razem i nie odkładać tej przeprowadzki na później. Obiecuję, że będę najlepszym współlokatorem na świecie, nigdzie lepszego nie znajdziesz. Chciałbym jeszcze wspomnieć na koniec, że nie lubię dzielić się kołdrą i wczoraj zakupiłem specjalny komplet dla Ciebie. Przyszła pani Jakubiszak, zapraszam w moje skromne progi. Kocham Cię.


🎇


Chodząc jeszcze do przedszkola, zastanawiałam się, czym naprawdę może być miłość. Po kłótniach rodziców, nie marzyłam o kimś, kto mnie pokocha i kupi mi najładniejszy z możliwych pierścionków. Teraz przyznaję przed samą sobą, że tylko ty jesteś w stanie zawrócić mi w głowie i wywołać "burzę" motylków w brzuchu. Przyjmujący Lotosu Trefla Gdańsk zabiera mi ostatnie bicie serca, a później w nocy nie mogę przez Ciebie zasnąć. Nie potrafię z dwóch powodów. Po pierwsze obok leży ulubiony, różowy miś, a po drugie lubię, kiedy składasz pocałunki na mojej twarzy, przykrywając mnie kolejnym kocem, którego autorką jest Twoja mama. Siedzę teraz na dodatkowych zajęciach z plastyki i czekam na chłopaka z pierwszej B, któremu pomagam rozwijać jego ukryty talent. Spóźnia się kolejny raz z rzędu, ale zawsze mu wybaczam, bo nauczyłeś mnie cierpliwości, kochanie. Gdyby nie ty, miałabym jedynie cztery powody do szczęścia. Obecnie mam tyle, co pięć palców u jednej dłoni, wybiorę tą prawą, na której kiedyś pojawi się srebrna obrączka z Twoim imieniem, Szymon. -słyszę jej radosny uśmiech i dobiegającą w tle muzykę. Oprócz wysokiego siatkarza, jest gorąca czekolada. -mruknęła głośno. Moja młodsza siostra i krótkie wiersze o miłości, rzucane w głąb szuflady, które zawsze musisz czytać. -przez dłuższą chwilę milczy, a ciszę zastępują informacje z radiowęzła. Mój jedyny misiaczku, muszę Ci przekazać dobrą nowinę. Od sezonu wakacyjnego kolejny raz będę pracowała z Tobą w kinie, cieszysz się, prawda? Teraz ja będę podjadała solony popcorn i kwaśne żelki, a Ty będziesz sprzedawał bilety i chociaż raz w tygodniu zabierzesz mnie i Zuzię na film animowany. Nie będziesz żałował. Inaczej zamienię się z Tobą stanowiskami. Kocham Cię.



🎇



spokojnie, jeszcze się nie rozstajemy
epilogi pojawią się wkrótce jedynie na dwóch opowiadaniach
muszę ich wyleczyć i dać im poczucie bezpieczeństwa
jeszcze trochę wydarzeń przed nimi.
K.

środa, 5 kwietnia 2017

prowokacja trzecia

"Jesteśmy jak ścięte kwiaty. Wyglądamy na żywych, a jednak jesteśmy martwi"

Moje delikatnie drżące kolana zdradziły, że się boję i z trudem opadłam na czarny, wygodny fotel. Zdrapując z długich paznokci miętowy lakier, oparłam łokcie o białe biurko, wykonane na życzenie ojca. Na potłuczonym ekranie laptopa wyświetlały się z prędkością światła najnowsze oferty mieszkań, pragnęłam uciec i zapomnieć, że jestem córką człowieka, który od urodzin Zuzanny stał się potworem i nic do niego nie docierało. Byłam dla niego przedmiotem i z radością mógł uderzyć moim poobijanym ciałem o fakturę wysokiej komody albo o szklane drzwi od sypialni, na których często utrudniał oddychanie swojej żonie. Chciałam być jednocześnie daleko od miejsc, które przypominały mi Jego. W szafie znajdował się ulubiony sweter, przesiąknięty mocnymi perfumami, na szafce nocnej w identycznych ramkach znajdowały się wspólne zdjęcia, a pamięć komputera była zanieczyszczona długimi filmami. Każdy dźwięk przychodzącej wiadomości sprawiał, że moje bolące i tęskniące serce wmawiało sobie tylko jedno. Cały czas wierzyłam, że nadawcą będzie Szymon. Dziewięć liczb jego numeru telefonu nie potrafiło opuścić moich myśli. Nawet najdrobniejsza część ciała bolała i coraz mocniej pragnęłam spotkania z nim w niebie. Wyciągając z szafki elektrycznego papierosa, mocno się zaciągnęłam i odkładając bezprzewodową myszkę, schowałam do plecaka ostatnie ubrania.

-Znowu nic nie potrafisz zrobić! -usłyszałam krzyk ojca, który wrócił wcześniej z pracy. -Wynoś się, nie mam zamiaru nikomu przedstawiać mojej bezsensownej żony.

-Może tak grzeczniej? -oparłam się o stół, zrzucając z krzesła jego teczkę. -Jeżeli ktoś ma się stąd wyprowadzać, to tylko Ty. Przypominam Ci, że mieszkanie należy do mamy, a bez niej pewnie dawno zaliczałbyś ławeczki pod monopolowym.

-Ktoś tutaj ponownie chce być uderzony? -ścisnął dłoń w pięść, rozpinając guziki od marynarki. -Martyna, nie podskakuj, bo teraz może się to dla Ciebie gorzej skończyć.

-Wynoś się, walizkę z Twoimi rzeczami przywiezie Ci kurier. -uderzyłam go mocno w szczękę i wypchnęłam za drzwi. -Więcej się tutaj nie pokazuj. -schowałam do kieszeni spodni jego komplet kluczy.

Moje spierzchnięte wargi wołały o miodowy balsam, ale w tej chwili powędrowały ku górze. Odniosłam swój pierwszy triumf, a ostatnią rzeczą tego dnia będzie zaprowadzenie mamy do prawnika, który będzie jak żyleta i nie pozwoli na przegraną sprawę rozwodową
 
🎇



Zmęczony, opadłem na ławkę, wycierając z czoła kilkanaście kropel potu, które dawno policzyłaby blondynka. Dawna forma musiała wrócić na swoje miejsce i nawet kilkustopniowy mróz, który ponownie zaprzyjaźnił się z Gdańskiem, nie mógł mnie wystraszyć. Wieczorne bieganie pomagało na brak uczuć, z których się nie chudło. Gdyby nie nowa pasja, dawno bym się poddał, zostawiając najbliższą rodzinę, fanów i przyjaciół pogrążonych w żałobie. Normując przyśpieszony oddech, schowałem pod czapkę wystające, długie kosmyki włosów i upiłem z kubka termicznego gorący łyk słodkiej herbaty. Załączając szesnastą piosenkę z kolei, zagryzłem mocno wargę, powstrzymując się od zbędnych emocji. Musiałem zwolnić i zapomnieć. Utwór, którego słowa znała na pamięć został zgrany na starą, ledwo funkcjonującą MP3 podczas długiej, bezsennej nocy. Siedziała na brzegu mojego łóżka, trzymała w jednej dłoni kubek z melisą i pozostawiła na kolejnym przedmiocie pamiątkę po sobie. Gdyby żyła, tydzień temu brałaby udział w konkursie, na który przygotowywała się w mieszkaniu swoich dziadków. Uczyła się na pamięć chwytów gitarowych piosenki zespołu Łzy, którą właśnie od dwóch minut słuchałem przez białe słuchawki. Teraz siedziałaby obok mnie, rysując kolejny portret dziecka, a później uczyłaby kroków poloneza. Zgniatając w dłoni papierek po orzechowym batonie, wrzuciłem go do zapełnionego kosza, gdzie znajdowała się paczka po czekoladowych papierosów. Każde wspomnienie wróciło, każde poranki, podczas których wychodziła na balkon ze szklaną popielniczką, a następnie udawała, że rzuciła palenie i od trzech miesięcy wcale nie myśli o swoim nałogu. Podnosząc się z ławki, strzepałem z dresowych spodni ostatnie resztki śniegu, zapiąłem zamek błękitnej, przeciwdeszczowej kurtki i poprawiłem czarny szalik, który próbował spaść z mojej szyi.

-Rafael, pośpiesz się. -spojrzałem w stronę przyjaciela, który po tygodniu zdobył numer od dziewczyny, biegającej zawsze tą samą trasą.

-Wyluzuj stary, mamy czas. -uśmiechnął się przyjaźnie w stronę dziewiętnastolatki.

-Biegnę, mam do zrobienia jeszcze trzy kilometry, a później muszę się nauczyć na francuski, znowu będzie pytać, a mnie dawno nie było przy tablicy. -westchnąłem bez żadnego entuzjazmu.

-Zgłosisz nieprzygotowanie, to będzie Twoja pierwsza kropka. -musnął wargi dziewczyny, wkładając jej do kieszeni białą kartkę.

Odwróciłem się i od razu skręciłem w przeciwną stronę. Nie interesował mnie powrót do mieszkania, wolałem czuć lodowate powietrze i mieć wrażenie, że przypadkowo wpadnę na Martynę, jak mój przyjaciel na kelnerkę, która pracowała w pobliskiej restauracji w każdą sobotę i niedzielę.



🎇


Poprawiając cienkie ramiączko od kolorowego dwuczęściowego stroju kąpielowego, wyjęłam z bordowego piórnika, zestaw pomarańczowych kredek, u których przeciętny człowiek , nie interesujący się wcale moją pasją, nie potrafił zobaczyć żadnej różnicy. One jednak nie były identyczne, każda z nich była od siebie ciemniejsza albo jaśniejsza, a liczby na opakowaniu tylko o tym świadczyły. Odkładając pastel z numerem czterysta trzydziestym szóstym, roztarłam palcem żółte fragmenty znajdujące się na koszulce mojej postaci, młodego mężczyzny, o którego tors byłam oparta od trzydziestu minut i czułam od niego zapach owocowego piwa. To z nim mogłam prowokować swoje szczęście. To dla niego posłałam swoje pierwsze spojrzenie. To z Szymonem łączył mnie pierwszy, nieśmiały dotyk dłoni, pierwszy pocałunek i pierwszy raz podczas dwutygodniowych wakacji w Berlinie, który kochał zbyt mocno deszcz, nie pozwalając nam na długie zwiedzanie miasta. Pozwolił jedynie na dokładne zapamiętywanie każdego szczegółu z hotelowego pokoju, w którym obiecałam mu, że za kilka lat zostanę panią Jakubiszak. Teraz musiałam wszystko zakończyć, dając satysfakcję ojcu, zapomnieć, że on się zmieni i czekać na dzień, w którym ponownie mnie uderzy.

-Co ja z Tobą tutaj robię? -zerknęłam na godzinę i cierpliwie czekałam na wschód słońca, naciągając na dłonie rękawy od bluzy.

-Spędzasz najlepsze chwile w życiu. -uśmiechnął się pod nosem.

-Słono zapłacę za moją nieobecność w nocy. Nikt mi nie uwierzy, że byłam tylko na plaży.

-To nie mów nic, przecież nie musisz za każdym razem się tłumaczyć. -założył mi kosmyk włosów za ucho. -Zostań ze mną.

-To nierealne, Szymon. Zapomnę, że usłyszałam takie słowa. -roztrzęsiona zasmakowałam ostatni raz jego warg i spakowałam koc do torby. -Muszę iść, odrzuciłam dwudzieste połączenie od ojca. Szukam alibi. -założyłam na stopy baletki.

-Chodź tutaj jeszcze na chwilę. -zamknął mnie w szczelnym uścisku, gładząc po plecach. -Kiedyś wszystko się ułoży, kiedyś będzie lepiej.

-Muszę Ci coś powiedzieć. To było nasze ostatnie spotkanie. -wyrwałam się, narzucając kaptur na mokre włosy.

-Malina! -krzyknął, uderzając w piasek pięścią. -Kocham Cię!
 


Kiedy zrozumiałam, że ojciec nadal będzie nas bił, potłuczona na zewnątrz i wewnątrz, wróciłam do bruneta po całym miesiącu wakacji spędzonym w samotności. Według prezydenta tego miasta był dla mnie nieodpowiednim chłopakiem, który źle działał na jego córkę. Nie posłuchałam, nie chciałam popełnić kolejnego błędu i pierwszego dnia sierpnia zawalczyłam o poprawną definicję szczęścia. Wracając z rozmowy z odpowiednim prawnikiem, otarłam spływające łzy, bo zrozumiałam, że dłużej bez niego nie dam sobie rady. Zawalczę jedynie o normalną, przyszłość mojej mamy i zrobię wszystko, aby przestała boleć mnie jego nieobecność w moim życiu. Przechodząc na drugą stronę ulicy, usłyszałam sygnał syreny straży pożarnej, która ledwie mnie ominęła. Nowe mieszkanie w bloku paliło się, przez otwarte okno balkonowe przedostawały się kłęby dymu, a ja ledwo oddychając, zaczęłam w milczeniu modlić się o cud. Błagałam, aby mamy i Zuzanny tam nie było, jednak trzynasta trzynaście wskazywała na to, że czterdziestodwulatka przygotowywała dwudaniowy obiad, a młodsza siostra posłusznie pisała kolejne litery w zeszycie w trzy linie.


🎇

Jako jedyny z klasy o profilu biologiczno-chemicznym nie potrafiłem odnaleźć się w nowej szkole. Małe gimnazjum znajdujące się obok boiska sportowego nie przerażało tak mocno, jak trzypiętrowe liceum, w którym nie trudno było zagubić się na wąskich korytarzach. Odbijając między nogami żółto-niebieską Mikasę, czekałem na ostatnią lekcję tego dnia. Wychowanie fizyczne w piątkowe popołudnie powodowało wielką radość. Po całym dniu spędzonym na języku polskim, wiedzy o społeczeństwo, dwóch godzinach geografii i przedsiębiorczości mogłem odetchnąć z ulgą i odłożyć ciężki plecak do szafki. Do dzwonka pozostała niecała minuta, a wysportowany nauczyciel dał wszystkim znak, aby zaczęli wchodzić na wielką salę gimnastyczną. Do rozegrania pozostał jeden mecz, w którym moja drużyna musiała pokonać zespół czerwonych, składający się z samych dziewczyn. Gdyby nie choroba pana Twardowskiego, nie poznałbym niskiej blondynki, której zachowanie wskazywało, że jest wierną fanką Trefla Gdańsk.

-Hej. Wiem, że mnie nie znasz, ale chciałabym zrobić z Tobą projekt na chemię. -zatrzymała się przede mną i niepewnie zerknęła na moją twarz. -Jestem Martyna Biały. -wyciągnęła dłoń.

-Nasza nowa przewodnicząca szkoły? -w ostatnich dniach tylko o jednym nazwisku w szkole zrobiło się głośno. -Tylko, że ja już wybrałem temat i nie chciałbym z niego zrezygnować, bo wypożyczyłem wszystkie potrzebne książki z biblioteki.

-Wcale nie musimy go zmieniać, nie jestem wybredna. -uśmiechnęła się, ukazując srebrny aparat na zębach.

-Jeżeli tylko się zgodzisz, wszystko opowiem Ci po zajęciach.

Droga, która każdego dnia prowadziła przez pobliski park, pierwszy raz nie była taka sama. Blondynka z radością pożyczyła cały materiał, a sobotni wieczór spędziliśmy na przygotowaniu projektu multimedialnego. Wracając z kolejnego treningu, chciałem cofnąć czas, znowu siedzieć z nią przy biurku, opisywać stężenia molowe, a następnie przed całą trzydziestoosobową klasą dzielić się wiedzą z przedmiotu, który bez zmian odbywał się w poniedziałek na pierwszej godzinie lekcyjnej. Poprawiając na ramieniu niebieski plecak Adidasa, podniosłem leżącą obok skrzynki pocztowej ulotkę sopockiej szkoły średniej. Na pierwszej stronie znajdowała się grupa osób, która z dumą przygotowywała roztwory chemiczne, a wśród nich znajdowała się dziewczyna, łudząco przypominająca bliską mojemu sercu dziewiętnastolatkę. Wszystko wskazywało na jedno, jednak przez namoknięcie papieru niczego stwierdzić nie mogłem, cały obraz się rozmył, a z moich przypuszczeń ponownie śmiałby się każdy znajdujący się w pobliżu człowiek.

🎇





Trudno stwierdzić, czy się odnajdą. 
Z łatwością jednak mogę oznajmić, że prowokacje zbliżają się do końca.
K.
ps. za błędy przepraszam.


piątek, 3 marca 2017

prowokacja druga


Usiadłam na blacie, sięgając z blachy parujący kawałek drożdżowego ciasta z jagodami. Zapach zbożowej kawy roznosił się po całej kuchni, a mama w różowym fartuchu nakładała na kwadratowe talerze porcję ziemniaczanej zapiekanki. Dużymi krokami nadchodziła godzina zero. Punktualnie o siedemnastej wracał człowiek władca. Czterdziestotrzyletni powoli łysiejący mężczyzna, prezydent ukochanego miasta uwielbiał tylko te dni, podczas których wszystko chodziło jak w szwajcarskim zegarku. Cała rodzina musiała podporządkowywać mu się w każdej sprawie, a jakikolwiek sprzeciw ze strony mojej, rodzicielki albo siostry sprawiał, że od razu przypominałyśmy sobie o jego wizytach na pobliskiej siłowni.


-Mamusiu, mogę iść do Wiktorii? Dostała od dziadków nową bajkę i chce, żebym z nią obejrzała. -Zuzia wbiegła do kuchni, trzymając w ręku mały plecak z wystającym ze środka szmacianym pieskiem.



-Kochanie, musimy zjeść razem obiad. -wzięła ją na ręce, uśmiechając się. -Malina, odłóż to ciasto, ojciec będzie wściekły, jeżeli znowu zostawisz zapełniony talerz.


-Ja nie mam ojca. Znowu wróci zmęczony i może potłucze kolejną, piękną zastawę. Mam prawie dziewiętnaście lat i nie pozwolę mu na to, aby kolejny raz nas uderzył. -zeskoczyłam z miejsca i przechodząc przez korytarz, wpadłam na "głowę rodziny" -Ups, nawet nie mam zamiaru przepraszać. Mam nadzieję, że zadławisz się tą zapiekanką.

-Albo w tej chwili znikniesz mi z oczu, albo możesz modlić się tylko o cud, dzieciaku.

-Wybieram to drugie.

O siedemnastej cztery popchnął mnie z całej siły na ciemną ścianę w pokoju gościnnym. Zostałam uderzona kilkakrotnie, ból natychmiast rozniósł się po całym moim ciele, a wszystko skończyło się w momencie, kiedy z mojego nosa popłynął strumień krwi. Przed zamknięciem oczu zobaczyłam wystraszoną mamę i Zuzię, która zaczęła płakać w kącie, a następnie schowała się za szafę, udając nieobecną w całym wydarzeniu, które w szanującej się rodzinie nie powinno mieć miejsca. Mimo, że ludzie z sąsiedztwa byli o wszystkim doskonale poinformowani, woleli dawać nam fałszywą opinię, oblaną klejącym się lukrem, który akceptowałam tylko na tłustych pączkach.

🎇

Przymykając powieki, oparłem policzek o szybę w tramwaju, która na zewnątrz była cała zamrożona. Połowa stycznia nie zachwycała pogodą, a zimowa kurtka powoli stawała się tą znienawidzoną. Po odejściu blondynki byłem pewny, że żadna z czterech pór roku nie będzie tą odpowiednią. Zimą nie będziemy przemierzali długich kilometrów, wsłuchując się w skrzypiący śnieg pod butami. Wiosną ani razu nie spotkam jej na trawie z ramoneską na ramionach albo koszulą w kratę. Latem nie będzie mi kibicowała podczas meczów koszykówki, a następnie nie podzieli się świeżo wyciśniętym sokiem. Jesienią nie zobaczę liści za jej kurtką i zmarszczonego nosa, co wskazywało, że właśnie jest na mnie zła. Nic już nie będzie. Może lepiej nie próbować wracać do życia? Uwolniając się z tłumów ludzi, wracających z pracy, zobaczyłem na przystanku swojego najlepszego przyjaciela, który trzy dni temu serwował mi największe pretensje tego świata.

-Szymon, jesteś cieniem człowieka. Wiem, że jest Ci ciężko, ale nie puszczę Cię do tego pustego mieszkania. Idziemy tam. -wskazał Ci na znajome osiedle. -Mój dziadek z Twoim grają w szachy, będzie lepsze widowisko, niż na ostatnim, przegranym meczu. -wspomniał o wydarzeniu z grudnia, kiedy byłem jeszcze szczęśliwy.

-Nie musisz nic komentować, idę. -ignorując myśli o nauce, pobiegłem za nim, wpatrując przy okazji w znajomy balkon, na którym widniał napis o sprzedaży mieszkania.

-Dziadek będzie w niebie. Jedyni ludzie, którzy często go odwiedzają to tylko Ci pogrążeni w żałobie.

-Jak to? Przecież nie jest żadnym prywatnym terapeutą. -wzruszyłem ramionami, zamykając drzwi.

-Mój dziadek ma wiele z nimi wspólnego. Jeżeli wypijesz z nim kieliszek nalewki, będziesz wiedział, gdzie iść z białymi różami.

Wróciła nadzieja, która nie umarła. Byłem gotowy siedzieć w ten ciemny wieczór na pustym cmentarzu, wpatrując się w świecące się z daleka znicze. Właściciela sklepu zarobi ostatnie pieniądze tego dnia, a ja w końcu będę mógł z nią porozmawiać. Mimo, że nie usłyszę żadnej odpowiedzi, poczuję się lepiej. Ojciec najukochańszej dziewczyny na świecie, groził mi tylko utratą życia. Wykrzyczał prosto w twarz, że jestem mordercą jego córki. Tamtego dnia straciłem szansę na godne pożegnanie tej jedynej, bez której nic nie miało szans na przetrwanie. Jak na złość w żadnej gazecie nie pisali o tragedii w rodzinie prezydenta, a ja jedynie zastanawiałem się, czy to właśnie jest ten dzień, w którym wszyscy jej najbliżsi idą alejami cmentarza, na którym będzie spoczywała na wieki.



🎇
 
Zgarniając z twarzy gęste włosy, sięgnęłam stojące na szafce lusterko. Wyglądałam jakbym została zawodniczką muay thai, kick-boxingu albo mieszanych sztuk walki. Dwutygodniowe ferie dały mi szansę, że z mojej bladej twarzy znikną wszystkie ślady przemocy domowej i będę gotowa na to, aby pojawić się w nowym, sopockim liceum. Inaczej pozostali uczniowie stwierdziliby, że pochodzę z patologicznej rodziny i nie miałabym szansy na żadne przyjaźnie. Wstając z beżowego narożnika, spojrzałam na dziadka, który ściskał w dłoni szalik i dumnie krzyknął, kiedy trzeci set został wygrany.

-Przepraszam Cię, Martynko. -pogładził mnie po dłoni i podał szklankę z herbatą. -Boli jeszcze? -pokręcił głową, a w oczach pojawiły się łzy, które zaczęły spływać po policzkach z zarostem.

-Następnym razem to on nie pokaże się ludziom. -wzięłam piżamę i szlafrok, kierując się w stronę łazienki.

-Nie musisz być taka sama, jak on. -babcia stanęła obok mnie, głaszcząc moje ramię. -Żałuję, że moja córka udaje, że nic się nie dzieje. Zuzia przez kwadrans powtarzała, że jej tata jest potworem.

-Mama próbuje robić dobrą minę do złej gry. Nie uratuję jej przed nim. Jest dorosła, chciałam ją stamtąd zabrać, ale wtuliła się w niego, więc nic nie mogłam zrobić.

Gorąca woda powoli rozluźniała moje ciało, któremu przydałby się masaż. Jeszcze miesiąc temu balsam o zapachu owoców leśnych został wmasowany w moje plecy przez mężczyznę, u którego spokojnie mogłam przespać całą noc bez żadnej obawy, że być może za chwilę zostanę uderzona przez własnego ojca.


Martyno, telewizor w Twojej tymczasowej sypialni został wyłączony, ale na boisku pojawił się Szymon, aby pogratulować kolegom z drużyny. On żyje!


🎇


Myślami wracałem do niej co noc. W ciągu dnia próbowałem żyć, układając w głowie cały plan na przeżycie kolejnej doby. W czwartkowe popołudnie minęło dwadzieścia dni od przeżytego piekła na Ziemi, ale wciąż chciałem wrócić do tamtego dnia, nie zbliżając się jedynie do klubowego samochodu, który wpadł w poślizg i uderzył w skręcającego tira. Wychodząc z innymi zawodnikami, spoglądałem z zazdrością na statuetkę najlepszego zawodnika, która trafiła w ręce atakującego. Wiedziałem, że kolejnego meczu nie spędzę na trybunach. Zagram dla niej. Zagram na tyle perfekcyjnie, aby zostać wyróżnionym i podarować jej dedykację, na którą w pełni zasłużyła. 

-Szymon, spójrz tylko jak te dwie brunetki na Ciebie zerkają. -zaśmiał się Rafael. -Taka okazja nie może przejść Ci koło nosa. 

-Daje Ci wolną drogę. Gdyby chociaż jedna z nich miała jasne włosy, potrafiła narysować mnie jak żywego i poznalibyśmy się na gdańskiej porodówce, może coś z tego by było. 

Było prawdopodobieństwo, że ich imiona składały się siedmiu liter, ale nie sądziłem, że któraś z nich leżała obok mnie przez cztery dni, kiedy byliśmy jeszcze noworodkami. Żadna nie miała takiej uroczej siostry i nie dałaby mi gwarancji, że w sobotni wieczór obejrzymy bajkę o księżniczkach i zaśniemy we trójkę na kanapie w salonie, jedząc następnego dnia czekoladowe płatki. 

Szymonie, ulica przed Tobą jest teraz pusta, ale trzy godziny temu przechodziła tutaj Martyna, aby znaleźć się w mieszkaniu, pełnym bezpieczeństwa. Ona żyje!



                                          ***
Co tu się wydarzyło?!
Ostrzegam, że to jeszcze nie koniec; moja wyobraźnia ułożyła już cały plan
Zapraszam na wiosenne Q&A



czwartek, 9 lutego 2017

prowokacja pierwsza


Kolejny dzień z kolei spędzałam pod warstwą grubej, białej kołdry w różowe serca. Od dwóch tygodni nie wychodziłam ze swojego pokoju; schudłam ponad trzy kilogramy, na widok jedzenia dostawałam mdłości i odsunęłam się od całej rodziny. Wszystkie konta na portalach społecznościowych zostały usunięte, a nowy telefon leżał rozładowany na białym parapecie. Całe dotychczasowe życie straciło sens. Zamiast piękna, ciekawości i szaleństwa, przysłonięta byłam żałobą, płaczem i żalem do całego świata. Wyjmując z paczki ostatniego czekoladowego papierosa, zignorowałam czujniki dymu i kolejne ostrzeżenie o raku płuc. W tamtej chwili każda rzecz przestawała mieć znaczenie. W czarnym męskim swetrze wyszłam na balkon, zawierając natychmiastową znajomość z dwunastostopniowym mrozem. 

-Malina, mama przygotowała naleśniki z owocami. -wyrzucając niedopałek do popielniczki, zamknęłam za sobą drzwi balkonowe, układając dłonie na gorącym grzejniku. -Znowu paliłaś? -niespełna czteroletnia siostra spojrzała na mnie z przerażeniem. 

-Uwielbiam, jak używasz tego zdrobienia. -pogładziłam ją po głowie, przyglądając się długim, jasnym włosom. -Przypominasz mi o nim, a mamie przekaż, że nie jestem głodna. 

-Musisz coś zjeść, nie możesz umrzeć tak, jak Twój chłopak. -wtuliła się w moje zimne ciało. -Jesteś mi potrzebna. -wybiegła z pokoju, trzaskając drzwiami. 

Chowając gniew do kieszeni, wyrwałam się z kąta. Ocierając z policzków zaschnięty tusz, ostatni raz wybrałam Twój numer, zapamiętując, że kolejny raz jesteś poza zasięgiem. Bez Ciebie nie czekały mnie pełne szczęścia chwile, ale za nic w świecie nie mogłam się poddać. Musiałam przejść wszystkie zakręty, pokazując ludziom, że pozbędę się całego strachu, który paraliżował mnie przy każdej słabszej chwili. 

Dla Ciebie jestem w stanie pokonać przeciwności losu. Nic mnie więcej nie zatrzyma. Wracam do życia. 


🌟


Wysłuchując kolejnych pretensji najlepszego przyjaciela, przyłożyłem woreczek z lodem do napuchniętych palców u lewej dłoni. Zeszyt od znienawidzonego przedmiotu leżał przygnieciony kolanem. Sobota, która przypominała o wspólnej nauce do matury, po dwóch tygodniach stawała się moim najgorszym dniem. Po jej śmierci nie potrafiłem wyciągnąć z szafki materiałów pomocnych do matury. Nawet ukochana siatkówka nie dawała mi sił do walki i potrzebnej wiary w siebie. Od czternastu dni nie chodziłem na treningi, w szkole przez siedem godzin wpatrywałem się w puste miejsce obok, a zimowa aura, jaka panowała w Gdańsku wpędzała w coraz większą depresję. Zakładając na siebie czyste ubrania, sięgnąłem z półki perfumy, których szukałem z nią przez cały dzień. Po wyjściu z galerii handlowej mogłem poczuć się jak konsultant największej na świecie firmy kosmetycznej. 

-Jakubiszak, postanowiłem Cię odwiedzić przed treningem. -odwracając się, zobaczyłem kolegę z drużyny. -Brakuje nam najlepszego przyjmującego, fanki są zawiedzione Twoją nieobecnością. 

-Nie było mnie długo, ale dzisiaj nie jedziesz sam na halę. -uśmiechnąłem się po raz pierwszy w nowym roku i wyjąłem z szafy torbę treningową. 

-Nareszcie koszulka z numerem szóstym nie będzie samotna, zaczekam na zewnątrz. -zaśmiał się i wybiegł z mieszkania. 

Założyłem na szyję naszyjnik z pojedynczą literą, która przypominała w każdej chwili o bliskim, damskim imieniu. Ostatni raz wybrałem numer telefonu, który bez względu na wszystko, pozostanie w mojej pamięci na zawsze. W dalszym ciągu łudziłem się, że usłyszę jej zachrypnięty głos. Wzruszając niechętnie ramionami, schowałem zziębnięte dłonie do kieszeni spranych spodni, kierując się w stronę samochodu z logiem klubu, któremu byłem wierny od długich lat. 


Bądź ze mną zawsze, miejsce w Twoim ulubionym sektorze będzie czekało. Wracam ponownie do gry.



🌟


Wszyscy jednogłośnie twierdzili, że nie należy pamiętać większości dni w swoim życiu; nie warto ich rejestrować w swojej pamięci, bo każdy z nich jest identycznie monotonny. Często ludzie powtarzali, że nie powinnam się przywiązywać do drugiego człowieka, bo znika on tak samo szybko, jak kolejna doba. Nigdy nie słuchałam. Podczas takich rozmów byłam tylko ciałem, a moja dusza dawno przekraczała ścieżki wyobraźni. Tamtego dnia siedziałam na zielonej trawie, obok mnie znajdowały się utworzone z polnych kwiatów wianki, a portret małego Krzysia powoli zmierzał do zakończenia. Odchylając głowę do tyłu, zobaczyłam za sobą długie nogi i pomarańczową piłkę od koszykówki. Zasłaniając dekolt koszulą w kratę, spojrzałam na chłopaka, który usiadł obok mnie i wziął do dłoni cienkie kredki.

-Kolega się rozchorował, nie zagrasz z nami? -odezwał się, wpatrując się we mnie uważnie. 

-Lubię grać, ale z osobami w moim zasięgu. -zaśmiałam się cicho. -Z tego, co widzę Wasza grupa nie nazywa się skrzaty. 

-Spróbuj, nie będzie źle. -wyciągnął w moją stronę rękę, którą złapałam bez żadnego zawahania. 

Tamte dni, tamte dialogi, tamte minuty pozostaną ze mną na zawsze. Moje ciało bez Ciebie nie będzie płonęło jak słońce, ale niczego nie żałuję. Byłeś najlepszym, co mogło mnie w życiu spotkać.



🌟


Stare boisko w północnej części miasta, które pamiętał mój pradziadek, pozostawiało w głowie najlepsze wspomnienia. Pojedyncze, drobne krople mżawki rozbijały się o beton, a Wasza rozgrywka została zakończona szybciej, niż każdy z Was się tego spodziewał. Układając się na ławce, wytarłem ręcznikiem lśniący na czole pot. Cienka koszulka przykleiła się cała do ciała, wywołując dreszcze. Nie marzyłem o żadnym przeziębieniu, ale tramwaj z numerem dwudziestym trzecim miał pojawić się na Starym Mieście za dokładnie trzydzieści pięć minut. Po założeniu bluzy, wsunęłam kaptur na mokre, gęste włosy. Zakładając na ramiona stary plecak, ujrzałem samotnie siedzącą na kocu nową znajomą, do której na samym początku bałem się podejść. Wydawała się spokojną, nieśmiałą osobą, ale obawiałem się tego, że to może być tylko pierwsze, mylące wrażenie. Podchodząc do niej, usłyszałem jak nuci pod nosem słowa zagranicznej piosenki. 

-Wiem, że jesteś tuż za mną. -schowała blok techniczny do torby i podniosła się, narzucając na ramiona zrobiony własnoręcznie koc. 

-Co ty robisz tutaj w taką pogodą? Niedawno miałaś zapalenie oskrzeli. -zdziwiłem się i podałem jej swoją kurtkę. 

-Poszukuję dachu nad głową. -zobaczyłeś na jej ciele kilkanaście fioletowych siniaków. 

-Co to ma znaczyć? -wskazałem na kolejne zadrapania i uniosłem do góry jej podbródek. 

-Artyści często są atakowani przez złośliwych dziadów, którzy nie akceptują ich pasji. -wystraszona pobiegła w stronę przystanku autobusowego. 

Będę Cię bronił. Będę Twoją bezpieczną przystanią. Będę Ci gwarantował szczęście. Moje zmysły bez Ciebie nie będą prosiły o więcej. Byłaś najlepszym, co mogło mnie w życiu spotkać.


🌠
Będzie trudno, ale krótko. Zapraszam za miesiąc!
Szymon, z okazji zbliżających się dziewiętnastych urodzin życzę Ci o wiele bardziej szczęśliwego życia.




środa, 18 stycznia 2017

prowokacja zerowa


Gdańsk, osiemnaste piętro wyremontowanego apartamentowca, czarny kubek wypełniony słodką, miętową herbatą i paczka cienkich, czekoladowych papierosów, których smak został zapomniany wraz z pojawieniem się na różowych kartkach postanowień noworocznych. Układając na kolanach zapełnioną definicjami kartkę A4, powtarzałam cicho wszystkie wiadomości związane z podstawową ekologią. Zimny, październikowy wiatr zachęcał do podgrzania herbaty i schowania się pod kocem. Spowite, ciemne chmury zwiastowały drugi deszcz tego dnia. Moje osiemnastoletnie ciało zaczęło akceptować z każdą chwilą zimno, a widok oddalony o kilkanaście metrów, fascynował coraz bardziej. Z zagryzioną do krwi wargą, zaczęłam przyglądać się kolegom z równoległych klas, którzy od kilkunastu minut zawzięcie walczyli o kolejne, ważne punkty. Czterech wysokich chłopaków ubranych w identyczne czarne i przemoczone trwającą ulewą podkoszulki, z uśmiechem na twarzach odbierali sobie nawzajem pomarańczową piłką do koszykówki i jednym, zdecydowanym ruchem wrzucali ją do zardzewiałego kosza, który pamiętał czasy z wcześniejszych lat, niż tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty ósmy. Opierając się wygodnie o zimną balustradę, zaciągnęłam się dymem papierosowym, wpatrując się w nadchodzący zmierzch i żegnających się przyjaciół, których mecz zakończył się widoczną wygraną Rafaela i Szymona, niż bliźniaków, których po trzech latach znajomości nie byłam w stanie odróżnić. 

-Wolałem, jak te papierosy leżały na dnie szafki. -jego przyśpieszony oddech poczułam na policzkach i wystających obojczykach. -Wyrzucisz je sama do kosza, czy ja mam to zrobić? -objął mnie mocno w talii i zaprowadził do ciepłego wnętrza mieszkania. 
  

🌟
Gdańsk, pierwsze piętro wynajmowanego mieszkania, butelka wody mineralnej i chęć zapamiętania wszystkich reakcji chemicznych. Sięgając z szafki splątane, białe słuchawki, otworzyłem podręcznik na pięćdziesiątej ósmej stronie i uważnie zacząłem czytać zastosowanie wielu substancji. Piątkowy wieczór nie zachęcał do nauki, ale po dwóch kolejnych dniach spędzonych na hali sportowej, mógłbym jedynie w poniedziałkowy poranek oddać kartkę z imieniem i nazwiskiem na marginesie. Zapisując ołówkiem skomplikowane połączenia, zwróciłem wzrok ku drzwiom balkonowym i zacząłem obserwować jej drobną sylwetkę. Siedziała sama na kocu, z dala od reszty ludzi. Obejmowała kolana ramionami, na których spoczywała czarna ramoneska. Silny wiatr przerzucał kolejne kartki, zapomnianej książki, a ja momentalnie sięgnąłem ponad pięcioprocentowe piwo. Zupełnie nie rozumiałem swojego zachowania, ale Martyna z pobrudzonymi niebieską, czarną i fioletową farbą policzkami zdecydowanie fascynowała bardziej, niż każda, inna rzecz na świecie. Upijając łyk alkoholu, poczułem jej chłodne dłonie na umięśnionym brzuchu i usta na długiej ręce. Stając na palcach, próbowała dotknąć mojej twarzy, jednak widoczna różnica wzrostu nie pozwalała jej na to. Odkładając butelkę na miejsce, uniosłem ją lekko, całując w czoło i szepcząc do ucha czułe słówka.

-Widzę, że alkohol jeszcze na Ciebie nie zadziałał. -zaśmiała się perliście. -Wolałam, jak to piwo stało w lodówce i nie zwracało na siebie uwagi. -przysunęła się bliżej, łącząc wargi w niepewnym pocałunku.


🌟
Rwący ból w okolicach kręgosłupa pozwalał mi pozostawać jedynie w bezruchu, lewa ręka w gipsie i zwichnięta kostka przypominały o wczorajszym wypadku. Z całych sił zacisnęłam sinymi dłońmi pościel, wpatrując się w biały, szpitalny sufit, który błagał z całych sił o generalny remont. Wspomnienia sprzed kilku godzin nie ustępowały, sącząca się krew z jego łuku brwiowego i cichy jęk, powodowały w moich oczach łzy. Mimo własnego bólu, wszystkie myśli krążyły wokół niego. Najchętniej wtuliłabym się w jego ciało, spojrzała w widoczną szczerość we wzroku i zrzuciłabym z siebie każdy źle podjęty ułamek sekundy. Wpatrując się w czerwoną różą, przyniesioną przez pielęgniarkę przed jego operacją, zobaczyłam opadające kolejno płatki, jakby kończący się boleśnie fragment życia. Przez uchylone drzwi, usłyszałam dwa nieznajome mi zupełnie głosy.

-Słyszałaś? Tego młodego chłopaka z wypadku nie uratowali, umarł im na stole operacyjnym.

-Ten osiemnastolatek, którego dziewczyna jest pod moją opieką?

-Był w lepszym stanie od niej, ale jego walka szybko się skończyła.

Zamiast niepokojącej ciszy, w sali dało się usłyszeć mój głośny szloch. Zrzucając z szafki niewielki wazon, wzięłam do ręki jego ostatnie zdjęcie. Jak teraz będzie? Czy życie bez niego istnieje? Kim jestem? Miałam wrażenie, jakbym powoli spadała w dół, wykrzykując jego imię.


🌟


Opatrunek na prawej skroni, powybijane palce u dłoni i wybudzenie się z kilkugodzinnej śpiączki. Byłem przez ten czas postacią, która szukała odpowiedniej ścieżki. Z trudem otworzyłem oczy, a zaschnięte gardło nie pozwoliło mi na wydobycie żadnego dźwięku. Leżałem nieruchomo w szpitalnym łóżku i ręką z wenflonem potargałem krótkie włosy przyjaciela. Jego, gniewny wzrok przypomniał mi o powrocie do rzeczywistego świata, ale wspomnienia z wypadku zabierały mnie w bolesną przeszłość. Jej zamknięte oczy, trudny do wychwycenia oddech i spierzchnięte usta, na których znajdowała się zaschnięta krew z jednej, długiej i głębokiej rany. Brunet, z którym znałem się od piaskownicy, podał mi plastikowy kubek z wodą i zaczął nerwowo obgryzać paznokcie, których stan można było nazwać krytycznym. 

-Widzę, że przez ten czas wiele się zmieniło. -na mojej twarzy pojawił się grymas bólu. 

-Szymon, był tutaj jej ojciec, Twoja dziewczyna nie żyje. -wypowiedział na jednym wdechu. 

Słowa bardzo dobrze znanego człowieka, nie docierały do mnie. Czułem się, jakby zostało mi wyrwane serce. Chwile spędzone z nią nie powrócą. Miliony pocałunków były tymi ostatnimi, a grudniowy dzień zamienił się w piekło. Nie zobaczę jej więcej o żadnej porze dnia. Nie spędzimy razem wakacji i nie będę mógł podziwiać jej opalonych nóg w podartych szortach. Nigdy więcej nie będziemy wpatrywać się w księżyc, próbując znaleźć spadającą gwiazdę. Wszystko się skończyło. Co będzie bez niej? Jak będzie wyglądało jutro? Czy dam radę jeszcze funkcjonować?


🌠
22.15 - prowokacja nie będzie należała do łatwych i przyjemnych, moje pierwsze postanowienie.
23.00 -przed samą publikacją chwila zwątpienia.
23.05-publikacja rozdziału, którego godzinę temu nie było.