Strony

środa, 18 stycznia 2017

prowokacja zerowa


Gdańsk, osiemnaste piętro wyremontowanego apartamentowca, czarny kubek wypełniony słodką, miętową herbatą i paczka cienkich, czekoladowych papierosów, których smak został zapomniany wraz z pojawieniem się na różowych kartkach postanowień noworocznych. Układając na kolanach zapełnioną definicjami kartkę A4, powtarzałam cicho wszystkie wiadomości związane z podstawową ekologią. Zimny, październikowy wiatr zachęcał do podgrzania herbaty i schowania się pod kocem. Spowite, ciemne chmury zwiastowały drugi deszcz tego dnia. Moje osiemnastoletnie ciało zaczęło akceptować z każdą chwilą zimno, a widok oddalony o kilkanaście metrów, fascynował coraz bardziej. Z zagryzioną do krwi wargą, zaczęłam przyglądać się kolegom z równoległych klas, którzy od kilkunastu minut zawzięcie walczyli o kolejne, ważne punkty. Czterech wysokich chłopaków ubranych w identyczne czarne i przemoczone trwającą ulewą podkoszulki, z uśmiechem na twarzach odbierali sobie nawzajem pomarańczową piłką do koszykówki i jednym, zdecydowanym ruchem wrzucali ją do zardzewiałego kosza, który pamiętał czasy z wcześniejszych lat, niż tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąty ósmy. Opierając się wygodnie o zimną balustradę, zaciągnęłam się dymem papierosowym, wpatrując się w nadchodzący zmierzch i żegnających się przyjaciół, których mecz zakończył się widoczną wygraną Rafaela i Szymona, niż bliźniaków, których po trzech latach znajomości nie byłam w stanie odróżnić. 

-Wolałem, jak te papierosy leżały na dnie szafki. -jego przyśpieszony oddech poczułam na policzkach i wystających obojczykach. -Wyrzucisz je sama do kosza, czy ja mam to zrobić? -objął mnie mocno w talii i zaprowadził do ciepłego wnętrza mieszkania. 
  

🌟
Gdańsk, pierwsze piętro wynajmowanego mieszkania, butelka wody mineralnej i chęć zapamiętania wszystkich reakcji chemicznych. Sięgając z szafki splątane, białe słuchawki, otworzyłem podręcznik na pięćdziesiątej ósmej stronie i uważnie zacząłem czytać zastosowanie wielu substancji. Piątkowy wieczór nie zachęcał do nauki, ale po dwóch kolejnych dniach spędzonych na hali sportowej, mógłbym jedynie w poniedziałkowy poranek oddać kartkę z imieniem i nazwiskiem na marginesie. Zapisując ołówkiem skomplikowane połączenia, zwróciłem wzrok ku drzwiom balkonowym i zacząłem obserwować jej drobną sylwetkę. Siedziała sama na kocu, z dala od reszty ludzi. Obejmowała kolana ramionami, na których spoczywała czarna ramoneska. Silny wiatr przerzucał kolejne kartki, zapomnianej książki, a ja momentalnie sięgnąłem ponad pięcioprocentowe piwo. Zupełnie nie rozumiałem swojego zachowania, ale Martyna z pobrudzonymi niebieską, czarną i fioletową farbą policzkami zdecydowanie fascynowała bardziej, niż każda, inna rzecz na świecie. Upijając łyk alkoholu, poczułem jej chłodne dłonie na umięśnionym brzuchu i usta na długiej ręce. Stając na palcach, próbowała dotknąć mojej twarzy, jednak widoczna różnica wzrostu nie pozwalała jej na to. Odkładając butelkę na miejsce, uniosłem ją lekko, całując w czoło i szepcząc do ucha czułe słówka.

-Widzę, że alkohol jeszcze na Ciebie nie zadziałał. -zaśmiała się perliście. -Wolałam, jak to piwo stało w lodówce i nie zwracało na siebie uwagi. -przysunęła się bliżej, łącząc wargi w niepewnym pocałunku.


🌟
Rwący ból w okolicach kręgosłupa pozwalał mi pozostawać jedynie w bezruchu, lewa ręka w gipsie i zwichnięta kostka przypominały o wczorajszym wypadku. Z całych sił zacisnęłam sinymi dłońmi pościel, wpatrując się w biały, szpitalny sufit, który błagał z całych sił o generalny remont. Wspomnienia sprzed kilku godzin nie ustępowały, sącząca się krew z jego łuku brwiowego i cichy jęk, powodowały w moich oczach łzy. Mimo własnego bólu, wszystkie myśli krążyły wokół niego. Najchętniej wtuliłabym się w jego ciało, spojrzała w widoczną szczerość we wzroku i zrzuciłabym z siebie każdy źle podjęty ułamek sekundy. Wpatrując się w czerwoną różą, przyniesioną przez pielęgniarkę przed jego operacją, zobaczyłam opadające kolejno płatki, jakby kończący się boleśnie fragment życia. Przez uchylone drzwi, usłyszałam dwa nieznajome mi zupełnie głosy.

-Słyszałaś? Tego młodego chłopaka z wypadku nie uratowali, umarł im na stole operacyjnym.

-Ten osiemnastolatek, którego dziewczyna jest pod moją opieką?

-Był w lepszym stanie od niej, ale jego walka szybko się skończyła.

Zamiast niepokojącej ciszy, w sali dało się usłyszeć mój głośny szloch. Zrzucając z szafki niewielki wazon, wzięłam do ręki jego ostatnie zdjęcie. Jak teraz będzie? Czy życie bez niego istnieje? Kim jestem? Miałam wrażenie, jakbym powoli spadała w dół, wykrzykując jego imię.


🌟


Opatrunek na prawej skroni, powybijane palce u dłoni i wybudzenie się z kilkugodzinnej śpiączki. Byłem przez ten czas postacią, która szukała odpowiedniej ścieżki. Z trudem otworzyłem oczy, a zaschnięte gardło nie pozwoliło mi na wydobycie żadnego dźwięku. Leżałem nieruchomo w szpitalnym łóżku i ręką z wenflonem potargałem krótkie włosy przyjaciela. Jego, gniewny wzrok przypomniał mi o powrocie do rzeczywistego świata, ale wspomnienia z wypadku zabierały mnie w bolesną przeszłość. Jej zamknięte oczy, trudny do wychwycenia oddech i spierzchnięte usta, na których znajdowała się zaschnięta krew z jednej, długiej i głębokiej rany. Brunet, z którym znałem się od piaskownicy, podał mi plastikowy kubek z wodą i zaczął nerwowo obgryzać paznokcie, których stan można było nazwać krytycznym. 

-Widzę, że przez ten czas wiele się zmieniło. -na mojej twarzy pojawił się grymas bólu. 

-Szymon, był tutaj jej ojciec, Twoja dziewczyna nie żyje. -wypowiedział na jednym wdechu. 

Słowa bardzo dobrze znanego człowieka, nie docierały do mnie. Czułem się, jakby zostało mi wyrwane serce. Chwile spędzone z nią nie powrócą. Miliony pocałunków były tymi ostatnimi, a grudniowy dzień zamienił się w piekło. Nie zobaczę jej więcej o żadnej porze dnia. Nie spędzimy razem wakacji i nie będę mógł podziwiać jej opalonych nóg w podartych szortach. Nigdy więcej nie będziemy wpatrywać się w księżyc, próbując znaleźć spadającą gwiazdę. Wszystko się skończyło. Co będzie bez niej? Jak będzie wyglądało jutro? Czy dam radę jeszcze funkcjonować?


🌠
22.15 - prowokacja nie będzie należała do łatwych i przyjemnych, moje pierwsze postanowienie.
23.00 -przed samą publikacją chwila zwątpienia.
23.05-publikacja rozdziału, którego godzinę temu nie było.